niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział I-Podemos









*Violetta*

Schodzę schodami w dół.Kogo tam widzę? Mojego chłopaka-Diego.
-Hej Vils.-przywitał się i wręczył bukiet białych róż.
-Ooo.są śliczne.Dzięki kotek.
-Dla mojego kocieła wszystko.
-Kocieła?
-Tak-śmialiśmy się
-To co? po co przyszedłeś? Jest 23:26.
-Chciałem cię zobaczyć przed wyjazdem.Nie będę mógł cię oglądać aż przez miesiąc.
-Też będę tęsknić.Bardzo cię kocham-a przynajmniej tak mi się wydawało.
-Ja ciebie też,ale muszę już iść,wyszedłem potajemnie,rodzice mnie zabiją.
-Masz dwadzieścia dwa lata.Nie bój żabci.
-Oni nadal traktują mnie jak dziecko,raz jak nie posprzątałem to spałem na dworze,w jesieni!
-Już lubię twoich rodziców.
-Pamiętaj,że jak wrócę to jedziesz ze mną,chcą cię zobaczyć.
-Się wie.Dobra leć już,misiek?
-Tak?
-Przywieziesz mi coś z Bostonu,tak?
-Oczywiście.

-Będę tęsknić.-powiedział i złapaliśmy się za ręce.
-Ja też.
-Pa.-pocałował mnie
-Do zobaczenia

                                                                          ********************

Rano wstałam o 9.Musiałam wstać wcześniej,bo Pablo kazał mi przyjść do Resto.Mam zaśpiewać ze ''starym znajomym''.Nikogo nie kojarzę.Ale cóż...Ubrałam się w:

Kocham wszystko to co błyszczy.Po paru minutach byłam już w restauracji.Podszedł do mnie Pablo.
-Hej Violu.
-Hej Pablo,co tam?-spytałam swojego przyjaciela,a jeszcze dwa lata temu nauczyciela
-Chciałem żebyś zaśpiewała z wyjątkową dla ciebie osobą.
-Zaśpiewała?
-Bo jeszcze śpiewasz?
-Naturalnie.
-Zaśpiewasz ''Podemos'' z Leónem.
-Verdasem?!
-Tak,a co?
-Nie chcę go znać! Nie każ mi z nim śpiewać.
-Bilety już wyprzedane,każdy chciał zobaczyć was jako duet,jak dawniej. Vils,to jedna piosenka.Jedna.
-Dobra,ale tylko jedna,a musi być Podemos?
-Tak,ludzie tak zadecydowali.
-Lud przemówił.Trudno,to tylko parę minut nie? Dam radę.-okłamywałam samą siebie.

León:No soy ave para volar
Y en un cuadro no sé pintar
No soy poeta, escultor
Tan sólo soy lo que soy
Las estrellas no sé leer
Y la luna no bajaré
No soy el cielo, ni el sol
Tan sólo soy

Violetta:Pero hay cosas que sí sé
Ven aquí te mostraré
En tu ojos puedo ver
Lo puedes lograr, prueba imaginar

Razem:Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar iee eé
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción
Y tallarme en tu voz.

Violetta:No soy el sol que se pone en el mar
No sé nada que esté por pasar
No soy un príncipe azul
Tan sólo soy

León:Pero hay cosas que sí sé
Ven aquí te mostraré
En tu ojos puedo ver
Lo puedes lograr (lo puedes lograr...), prueba imaginar

Razem:Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar yeh
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción

Do końca razem:No es el destino
Ni la suerte que vino por mí
Lo imaginamos y la magia te trajo hasta aquí

Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar yeey
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción

Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar yeh
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción
Y tallarme en tu voz.

Byłam nie pewna tego co śpiewałam,poczułam coś...coś...Poczułam,że ciągle go kocham..To nie możliwe!! Nie Violetta! Kochasz swojego teraźniejszego chłopaka.Po skończonej piosence zeszliśmy ze sceny,oddaliśmy mikrofony,miałam już iść,kiedy złapał mnie i przyciągnął blisko siebie.

-Dawno się nie widzieliśmy.-rzekł
-Ile to już? Dwa lata.
-Najdłuższe w moim życiu dwa lata-zasmucił się
-Mów czego chcesz,bo idę z dziewczynami do klubu i muszę się przyszykować.
-Wróciłem.
-Zauważyłam.
-Dla ciebie.Kocham cię.Bądź znowu moją dziewczyną.-zatkało mnie,po chwili się odezwałam:
-Ani mi się śni! nawet na miliony! Jestem teraz szczęśliwa z kimś innym,a z tobą to był nastoletni bunt.
-W dalszym ciągu jesteś nastolatką.
-Ja! A przypomnij mi,ile mam lat?-zbulwersowałam się
-Dwadzieścia.
-No właśnie! Skandal!! Sam jesteś nastolatkiem
-Wcale nie.Ja cię kocham.
-Tak samo jak Selene?
-Nie kochałem jej,to było zauroczenie.-rzekł,posmutniałam i nerwowo zaczęłam pocierać pięści


-Robisz tak kiedy jesteś zdenerwowana i smutna.-wskazał na piąstki.
-Co?
-Znam cię lepiej niż własną kieszeń.
-Ta..wybacz,ale naprawdę muszę iść.
-Jeszcze się zobaczymy-puścił do mnie oczko.



                                                                                ************


Wróciłam do domu,z żalem padłam na łóżko.Po co on tu wracał? Byłam szczęśliwa.Bez niego.Szczęśliwa.Bardzo szczęśliwa.Zapominałam już o nim,a on mi nagle mówi,że mnie kocha! Przymknęłam oczy ze złości.Po chwili patrzę na zegarek: Cholera! Za pół godziny wbijam z kiciami do klubu! Szybko podeszłam do swojej garderoby.Wybieram śliczną sukienkę:



Wyglądała zjawiskowo!



Ludmiła

Na wypad do klubu wybrałam tę sukienkę:

Była świetna!


Camila

Wybrałam tą sukienkę:



Francesca

Ta sukienka wydała mi się być odpowiednia

Naty
Ta sukienka była świetna!








                                                        ******
Po paru minutach ruszyłyśmy do klubu.Miałyśmy w planach nieźle się napić.Ja chciałam zapomnieć o dzisiejszym zajściu w Resto,Ludmi chciała zapomnieć,że Federico wyjechał do Włoch i nie wróci,Cami opijała to,że Broadway ją oszukał,Fran opijała to,że Marco ma dziecko z inną,a Naty chciała się napić na trupa,bo Maxi zaliczył jej siostrę.Wszystkie chciałyśmy się napić przez naszych partnerów,w moim przypadku byłych partnerów.Pomimo tego chciałyśmy się się dobrze bawić w swoim towarzystwie.
-Ej Vils,jak to jest,że twój chłopak cię nie rozumie?-spytała Fran
-Żebym to Fran wiedziała,żebym to ja wiedziała...-powiedziałam zrezygnowana.Wypiłyśmy już po cztery drinki.I to m o o o o o  cne drinki.Kicie były już pijane,ja jeszcze kontaktowałam.Wszystkie poszły tańczyć,a ja wolałam upić się w nieboszczyka. Po paru minutach podszedł do mnie jakiś chłopak.Na oko w moim wieku.
-Cześć piękna,czego się napijesz?-spytał.
-Na razie jeszcze mam,więc dziękuję-mruknęłam.
-A ja się napije piwa-zamówił.
-Jestem Josh,a ty?
-Violetta.-uśmiechnęłam się.
-A więc Violetto,mówił ci ktoś,że masz piękne piersi?
-Nie,a co?
-Więc ja mówię,za ile je udostępnisz?-podniósł brew.Dopiero teraz skapnęłam się,że ta sukienka pogrubia moje duże piersi.
-Nie udostępniam swojego ciała.-powiedziałam
-Taka szkoda,taka szkoda...może nie za pierwszym spotkaniem?
-Na ogół Josh-powiedziałam spokojnie.-Na ogół-sapnęłam.
-Szkoda,bo chciałbym zobaczyć je w całej okazałości.
-Jak nie ja,to znajdzie się inna,ja nie przyszłam się tutaj puszczać,tylko pobawić.
-Chcesz masz-złapał mnie za ręce.Zaczęliśmy wywijać na parkiecie.Łapał moje uda,moje pośladki i nie tylko.Szczerze nie przeszkadzało mi to.Ale i tak się z nim nie prześpie,mam swoją godność..Znaczy chyba.Heh...Ja i te moje rozmyślenia..Zauważyłam jak Ludmiła wchodzi do jakiegoś pomieszczenia z jakimś striptizerem.Pewnie będą się bzykać.Ach ta Ludmi..nic się nie zmieniła...







Epilog: ''Nie trzeba było kłamać,trzeba było kochać''



Sześć miesięcy później
Violetta
Parę dni temu zadzwonił do mnie Verdas. Prosił mnie o spotkanie..Zgodziłam się...Niestety..Zgodziłam się.Ostatnie spotkanie.Ostatnie! León jest zwykłym oszustem i draniem.Nie chcę go znać! Ubrałam się w zebrowatą koszulkę.Na wierzch ubrałam czarną kurtkę.Włosy pofalowałam.Paznokcie umalowałam na błękitny kolor.Ubrałam kolczyki,czarne szpilki i poszłam do parku. Może gdybym nie przyjechała do moich przyjaciółek Verdas w dalszym ciągu myślałby,że pracuje w innej firmie,która znajduje się w Los Vegas? Tego sama nie wiem.On już tam na mnie czekał.Wyglądał jak szczeniak,któremu zabrało się ulubione żarcie.Sama już nie wiedziałam o co mu chodzi...Usiadłam naprzeciw.
-Streszczaj się,jestem umówiona z Sophią.
-Napijesz się czegoś?
-Cholera jasna! Verdas. Nie mam czasu,więc gadaj.
-Sam nie wiem jak zacząć...
-Może tak: Okłamywałem cię od początku..nie kochałem cię i nigdy nie pokocham?-zamilkł.Łokieć oparłam o stolik, a dłoń ściskałam.

-To nie tak.
-A jak? co?-byłam wściekła
-Ja cię kocham.
-A a a ...czyli tak bardzo mnie kochasz,że aż mnie zdradziłeś?! I to jeszcze z Larą?-krzyknęłam
-Violuś,to wszystko wina Diego.To on mi kazał! Nie chciałem żeby cię zabił.
-Violuś mówią do mnie tylko przyjaciele i osoby,które darzę szacunkiem.ty się do nich nie zaliczasz.Diego dba o mnie bardziej,niż ty kiedykolwiek!
-Przestań.
-Co przestań.Wiesz co? myślałam,że to spotkanie będzie porażką,a jest świetne.Po tylu tygodniach mogę ci powiedzieć co o tobie myślę..
-A co myślisz?
-Że jesteś zwykłym kretynem,który nic nie wie o szacunku do drugiej osoby.
-Już,skończ,to boli.
-Bo ma-rzuciłam
-Ty też nie jesteś święta,ale nic ci nie będę wypominać,dla mnie pozostaniesz najlepszą kobietą na świecie.
-Przestań piep****!
-Nie klnij.
-Jeszcze będziesz mnie pouczać jak mam mówić! To nie ma sensu..-wybiegłam,a on pobiegł z mną.
-Przestań za mną leźć!
-Ja cię kocham.Wiem,że cię zdradziłem,skrzywdziłem cię,upokorzyłem,ale ja cię kocham! Castillo!
-Verdas!!
-Powiedz mi prosto w oczy,że mnie nie kochasz,to cię zostawię..

-Ja...-wahałam się-Nie kocham cię.
-A teraz?-wziął moją rękę i przydusił ją do swego serca.
-Nie.
-A teraz?-pocałował mnie.Wyrywałam się,lecz nic to nie dało.
-A teraz?
-Y..-nie wiedziałam co powiedzieć-Nie.Zostaw mnie,proszę..
-Violetta
-Jeśli mnie kochasz daj mi święty spokój..-poszłam sobie.Zadzwonił mój telefon.To była Francesca. Zaproponowała spotkanie z Cami i Sophia.Oczywiście się zgodziłam.Ogarnęłam się.Przed naszym jeziorkiem czekała już na mnie Fran.Zmieniła fryzura! Wygląda.....wow...

-Fran!-przytuliłyśmy się
-Violka.
-Zmieniłaś fryzurę!
-Ładnie?
-Tak! Wyglądasz olśniewająco.Piękna mo o o o o  ja! Gdzie Sophie?
-Już idzie.Cami czeka już na nas nad jeziorkiem.Przyszła wcześniej.To miejsce zawsze j uspokajało.Pewnie ma kłopoty,lepiej nie psujmy jej humoru,widziałam ją dzisiaj.Była...no..uśmiechnięta..
-Ok..Patrz idzie Sophie..
-O.

-Hej kicie!
-Hej Soph.
-Hay.
-Idziemy do Cami?
-Yhym.
-Tak.
Cami siedziała już nad brzegiem z wyciągniętą twarzą w stronę słońca.

-Hej Kams.
-Hej Cami
-Cześć kicia
-Hej laski.
Pół godziny później
Cami
Siedziałyśmy,wydurniałyśmy się,jak małe dzieci.Jak za dawnych czasów,które niestety nie powrócą.Ja siedziałam i moczyłam stopy w jeziorku,Fran poszła się chwile przejść z Sophią,a Violka nieustannie z kimś SMS-uje.

-Z kim tak piszesz?
-Z nikim ciekawym
-Vils,ja znam ten uśmiech,piszesz z jakimś chłopakiem...
-Z kuzynem.
-A już myślałam,że szykuje się jakiś romansik!
-Cami, ty we wszystkim widzisz romansiki.-uśmiechnęła się do mnie.-No nic,trzeba si zbierać,bo robi się chłodnawo.
-A Fran i Sophia?
-Napiszę do Fran.


                 Po paru minutach dziewczyny się rozeszły....Violetta dostała telefon.Od szpitala..
-Tak słucham?
-Pani V.C?
-Tak,to ja,o co chodzi?
-Pan L.V nie żyje.Przyjedzie pani rozpoznać zwłoki?
-A w jakich okolicznościach zginął?
-Wszystkiego dowie się pani na miejscu.
-Który szpital.
-Matki Boskiej.
-Zaraz będę.
                                           ***************************
-Tak,to mój chłopak...były chłopak-wybuchłam płaczem

Siedziałam przy jego odkrytym ciele.Zmasakrowanym i zakrwawionym ciele...pełnym dziur.widziałam jego wątrobę...widziała jego pociachane kości.Po prostu widziała...Płakała w niebo głosy..


                 Po tygodniu wszyscy przyjaciele,rodzina i znajomi pojawili się na pogrzebie Leóna Verdasa. Pogoda była okropna.Padał deszcz,było szaro i buro.Po prostu było głupio.Nie było kogoś,kto by nie płakał nad losem Leóna Verdasa.Kiedy trumna była jeszcze na ziemi podchodzili i całowali ją.Podeszła też Violetta.Cicho rzuciła: ''Kocham cię''. Gdy chowali jego zmarłe ciało wszyscy wybuchli głośnym płaczem..

Nikt nie umiał się powstrzymać od słonych łez...Nie mogli się pogodzić,że już go z nimi nie ma,ale on był.Był,przytulał swoich bliskich.Tylko nikt go już nie widział...Widział ich tylko ON,jego dostrzec nie mogli..Był duchem,który chciał jakoś im pomóc.Pomóc przy żalu i rozpaczy.Niestety wiele nie mógł zrobić..

_________________________________________________________________________________

 Heh...Epilog...Leosiek umarł :'(
 E...HAPPY ENDY są przereklamowane..