LEÓN
Przygotowywałem się do kolejnego wyścigu.Minął zaledwie miesiąc,a ja już tak za nią tęsknię.Czasami myślę sobie,czy to jest tego warte.Czasem chce to wszystko rzucić.Chciałbym się z nią spotkać.Przytulić ją i pocałować.Jeszcze jedenaście miesięcy.To straszne,że nie spędzimy naszych pierwszych wspólnych świąt i sylwestra.Może jednak nam się uda?
-Verdas! Wchodzisz na tor za pół minuty.Rusz swój chudy zad i wsiadaj na motor i to wygraj!-nakazał mi mój menadżer.Zawsze wie co powiedzieć.Inaczej.
Verdas,nie dasz sobie bez niej rady''.Podpowiadała mi moja podświadomość.
Muszę to zrobić dla niej.Muszę to dla niej wygrać.Podpowiadało mi serce.Tak jak pomyślałem tak zrobiłem.Wygrałem to dla niej!
Violetta
WYGRAŁ! Wygrał ten wyścig,ale mam nadzieję,że nie zasiądzie na laurach.Chociaż? Wtedy by do mnie wrócił i był przy mnie,ale to też jego życie,ja nie mam nic do gadania.To jego pasja.Moja pasja to śpiew i taniec,a jego to motocross.Każde z nas ma swoją pasję i marzenia z nią związane.Każde z nas chce się rozwijać.Każde z nas chce spełnić swoje marzenia...
-Castillo! Za dziesięć minut masz występ i jeszcze się nie ubrałaś! Co się z tobą dzieje!-nawrzeszczał na mnie moja menadżerka,a za razem moja najlepsza przyjaciółka-Kamila
-Przepraszam Cami.-Powiedziałam
-Tęsknisz za nim?-skrzyżowała ręce na klatce piersiowej
-Tak.
-Siadaj-wskazała na kanapę,która znajdowała się w mojej garderobie
-Co powiesz na to żeby go odwiedzić?
-To byłoby super! ale nie mogę.Muszę zostać
-Masz dwa tygodnie przerwy w występach.Możesz do niego lecieć na tydzień.
-Cami! Dziękuję-przytuliłam ją
León
-Tęsknisz za nią?-spytał mój menadżer-Broadway
-I to bardzo.
-Leć do niej.
-Nie mogę.Mam wyścigi.
-Masz szesnaście dni przestoju.Możesz lecieć na tydzień.
-Dziękuję stary-uściskałem się z nim
-Chcesz do niej zadzwonić,żeby podzielić się nowiną?
-Nie,chce zrobić jej niespodziankę.Ale będzie miała minę.-uśmiechał się
Violetta
-Chcesz do niego zadzwonić?
-Po co?
-No żeby powiedzieć mu,że go odwiedzisz.
-Nie.Zrobię mu niespodziankę.Ale będzie miał minę-śmiała się
-Chciałabym to zobaczyć.
-To leć ze mną.
-Nie,dzięki.
-Spotkasz Broudwaya.
-To skończony rozdział.Nie chce go widzieć.
-To nie jego wina,że nie podzielał twoich pomysłów.
-I pasji.
-To też,ale przecież przeciwieństwa się przeciągają.Patrz na mnie i Verdasa.Ja śpiewam i tańczę,a on jeździ na wyścigach motocross.On lubi wino półwytrawne,a ja wytrawne.On lubi rocka,a ja wolę klasykę.A jednak jesteśmy razem.
-No niby tak,ale..to nie to samo.
-Cami,spotkaj się z nim.Pogadajcie.Leć ze mną.
-Dobra,spróbuję,ale jak coś nie wyjdzie automatycznie wracam tutaj.
-Ok.To gdzie on jest?
-Teraz chyba w Szwajcarii.
-E,to tylko dwa dni lotu.Szybko minie.
-To i tak za długo,ale da się radę....
-No tak.Dzwoniłam do Damiana.Załatwił nam lot na dzisiaj wieczorem pierwszą klasą.
-Ooo.super.O której?
-O 19.
-Kurcze,to już za dwie godziny! Trzeba się spakować.
-Ok.To widzimy się za godzinę pod hotelem.
-Ok.
León
-Gadałem z Austinem.Załatwił nam lot na dzisiaj wieczorem na 19.
-Oo.Fajnie.Ale zdajesz sobie sprawę,że to za dwie godziny?
-Tak.Idziemy się pakować i za pół godziny pod hotelem,bo trochę kilometrów mamy na lotnisko.
-Ok.To do zoba za pół godziny.
-Tak.Cze.
Cami
Poszłam do stuardessy po orzeski i wodę.Nie było mnie raptem dwie minuty,a moja Violka już rozłożyła się na fotelu i śpi.Nie będę jej przeszkadzać.Usiądę obok.
Lot minął nam bardzo szybko.Leciałyśmy 42 godziny.Byłyśmy niezmiernie zmęczone.Zdobyłyśmy adres Leóna i pojechałyśmy do hotelu,w którym obecnie się znajduje.
-Dobry wieczór.My do Leóna Verdasa.
-Z tego co wiem pojechał do dziewczyny do Brukseli.
-Ja jestem jego dziewczyną-wyłoniła się spod kapelusza i czarnych okularów.
-To w takim razie państwo się minęli.Z tego co wiem pan León wylądował parę minut temu.
-A mówił kiedy wróci?
-Za tydzień.
-Dobrze,dziękujemy.
León
Wreszcie ziemia! Wreszcie.Po 42 męczących godzinach dolecieliśmy do Brukseli.Udaliśmy się do hotelu, którym znajduje się Violetta.
-Dobry wieczór.My do Violetty Castillo.
-Wyjechała.
-A gdzie?
-Do chłopaka.Do Szwajcarii.
-To ja jestem jej chłopakiem-Ściągnąłem czapkę i okulary.
-W takim razie się państwo minęli.
-Dziękujemy.
Violetta
-I co teraz?
-Violka,spokojnie.Dzwoniłam do Francisca.Następny lot mamy pojutrze.
-Tak długo?
-Tak.Musimy wynająć jakiś pokój hotelowy.I przekimać się te dwa dni.
-No tak.Ale skoro leciałyśmy tu dwa dni,musimy czekać kolejne dwa to już cztery.I ile będziemy lecieć? Kolejne dwa?
-Tak.
-Ale to już sześć dni! To co? Zostanie nam jeden dzień!-oburzyłam się
-Violka,uspokój się! Lepszy jeden dzień niż w ogóle!
-Dobra,masz rację.Zwracam honor..
-No.Chodź.Francisco wynajął już nam pokój hotelowy.
-Ok...
León
-I co teraz?
-Dzwoniłem do Petera.Mamy lot pojutrze.
-Ale to już będzie sześć dni razem z lotem.Spędzę z nią tylko jeden dzień?
-Lepszy jeden,niż w ogóle.
-W SUMIE RACJA.
-No tak.Chodź,zatrzymamy się w jakimś hotelu.
-Niedaleko jest jakiś.
-Słuchaj się GPS
-Cicho! On jest dobry,tym razem nie zawiedzie.
-Niech ci będzie.
-Idziemy?
-A mamy wyjście?
-No nie za bardzo.
-To idziemy...