niedziela, 25 stycznia 2015

Epilog: ''Nie trzeba było kłamać,trzeba było kochać''



Sześć miesięcy później
Violetta
Parę dni temu zadzwonił do mnie Verdas. Prosił mnie o spotkanie..Zgodziłam się...Niestety..Zgodziłam się.Ostatnie spotkanie.Ostatnie! León jest zwykłym oszustem i draniem.Nie chcę go znać! Ubrałam się w zebrowatą koszulkę.Na wierzch ubrałam czarną kurtkę.Włosy pofalowałam.Paznokcie umalowałam na błękitny kolor.Ubrałam kolczyki,czarne szpilki i poszłam do parku. Może gdybym nie przyjechała do moich przyjaciółek Verdas w dalszym ciągu myślałby,że pracuje w innej firmie,która znajduje się w Los Vegas? Tego sama nie wiem.On już tam na mnie czekał.Wyglądał jak szczeniak,któremu zabrało się ulubione żarcie.Sama już nie wiedziałam o co mu chodzi...Usiadłam naprzeciw.
-Streszczaj się,jestem umówiona z Sophią.
-Napijesz się czegoś?
-Cholera jasna! Verdas. Nie mam czasu,więc gadaj.
-Sam nie wiem jak zacząć...
-Może tak: Okłamywałem cię od początku..nie kochałem cię i nigdy nie pokocham?-zamilkł.Łokieć oparłam o stolik, a dłoń ściskałam.

-To nie tak.
-A jak? co?-byłam wściekła
-Ja cię kocham.
-A a a ...czyli tak bardzo mnie kochasz,że aż mnie zdradziłeś?! I to jeszcze z Larą?-krzyknęłam
-Violuś,to wszystko wina Diego.To on mi kazał! Nie chciałem żeby cię zabił.
-Violuś mówią do mnie tylko przyjaciele i osoby,które darzę szacunkiem.ty się do nich nie zaliczasz.Diego dba o mnie bardziej,niż ty kiedykolwiek!
-Przestań.
-Co przestań.Wiesz co? myślałam,że to spotkanie będzie porażką,a jest świetne.Po tylu tygodniach mogę ci powiedzieć co o tobie myślę..
-A co myślisz?
-Że jesteś zwykłym kretynem,który nic nie wie o szacunku do drugiej osoby.
-Już,skończ,to boli.
-Bo ma-rzuciłam
-Ty też nie jesteś święta,ale nic ci nie będę wypominać,dla mnie pozostaniesz najlepszą kobietą na świecie.
-Przestań piep****!
-Nie klnij.
-Jeszcze będziesz mnie pouczać jak mam mówić! To nie ma sensu..-wybiegłam,a on pobiegł z mną.
-Przestań za mną leźć!
-Ja cię kocham.Wiem,że cię zdradziłem,skrzywdziłem cię,upokorzyłem,ale ja cię kocham! Castillo!
-Verdas!!
-Powiedz mi prosto w oczy,że mnie nie kochasz,to cię zostawię..

-Ja...-wahałam się-Nie kocham cię.
-A teraz?-wziął moją rękę i przydusił ją do swego serca.
-Nie.
-A teraz?-pocałował mnie.Wyrywałam się,lecz nic to nie dało.
-A teraz?
-Y..-nie wiedziałam co powiedzieć-Nie.Zostaw mnie,proszę..
-Violetta
-Jeśli mnie kochasz daj mi święty spokój..-poszłam sobie.Zadzwonił mój telefon.To była Francesca. Zaproponowała spotkanie z Cami i Sophia.Oczywiście się zgodziłam.Ogarnęłam się.Przed naszym jeziorkiem czekała już na mnie Fran.Zmieniła fryzura! Wygląda.....wow...

-Fran!-przytuliłyśmy się
-Violka.
-Zmieniłaś fryzurę!
-Ładnie?
-Tak! Wyglądasz olśniewająco.Piękna mo o o o o  ja! Gdzie Sophie?
-Już idzie.Cami czeka już na nas nad jeziorkiem.Przyszła wcześniej.To miejsce zawsze j uspokajało.Pewnie ma kłopoty,lepiej nie psujmy jej humoru,widziałam ją dzisiaj.Była...no..uśmiechnięta..
-Ok..Patrz idzie Sophie..
-O.

-Hej kicie!
-Hej Soph.
-Hay.
-Idziemy do Cami?
-Yhym.
-Tak.
Cami siedziała już nad brzegiem z wyciągniętą twarzą w stronę słońca.

-Hej Kams.
-Hej Cami
-Cześć kicia
-Hej laski.
Pół godziny później
Cami
Siedziałyśmy,wydurniałyśmy się,jak małe dzieci.Jak za dawnych czasów,które niestety nie powrócą.Ja siedziałam i moczyłam stopy w jeziorku,Fran poszła się chwile przejść z Sophią,a Violka nieustannie z kimś SMS-uje.

-Z kim tak piszesz?
-Z nikim ciekawym
-Vils,ja znam ten uśmiech,piszesz z jakimś chłopakiem...
-Z kuzynem.
-A już myślałam,że szykuje się jakiś romansik!
-Cami, ty we wszystkim widzisz romansiki.-uśmiechnęła się do mnie.-No nic,trzeba si zbierać,bo robi się chłodnawo.
-A Fran i Sophia?
-Napiszę do Fran.


                 Po paru minutach dziewczyny się rozeszły....Violetta dostała telefon.Od szpitala..
-Tak słucham?
-Pani V.C?
-Tak,to ja,o co chodzi?
-Pan L.V nie żyje.Przyjedzie pani rozpoznać zwłoki?
-A w jakich okolicznościach zginął?
-Wszystkiego dowie się pani na miejscu.
-Który szpital.
-Matki Boskiej.
-Zaraz będę.
                                           ***************************
-Tak,to mój chłopak...były chłopak-wybuchłam płaczem

Siedziałam przy jego odkrytym ciele.Zmasakrowanym i zakrwawionym ciele...pełnym dziur.widziałam jego wątrobę...widziała jego pociachane kości.Po prostu widziała...Płakała w niebo głosy..


                 Po tygodniu wszyscy przyjaciele,rodzina i znajomi pojawili się na pogrzebie Leóna Verdasa. Pogoda była okropna.Padał deszcz,było szaro i buro.Po prostu było głupio.Nie było kogoś,kto by nie płakał nad losem Leóna Verdasa.Kiedy trumna była jeszcze na ziemi podchodzili i całowali ją.Podeszła też Violetta.Cicho rzuciła: ''Kocham cię''. Gdy chowali jego zmarłe ciało wszyscy wybuchli głośnym płaczem..

Nikt nie umiał się powstrzymać od słonych łez...Nie mogli się pogodzić,że już go z nimi nie ma,ale on był.Był,przytulał swoich bliskich.Tylko nikt go już nie widział...Widział ich tylko ON,jego dostrzec nie mogli..Był duchem,który chciał jakoś im pomóc.Pomóc przy żalu i rozpaczy.Niestety wiele nie mógł zrobić..

_________________________________________________________________________________

 Heh...Epilog...Leosiek umarł :'(
 E...HAPPY ENDY są przereklamowane..

2 komentarze:

  1. Zabiłaś Leona, to ja zabije cb!!!!!!!!!!

    Nie no ale tak na serio szkoda...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś tak mi się nie chciało robić Happy End'u ;)
    Wiem,ale chciałam pokazać,że życie nie zawsze kończy się szczęśliwie i ,że nie zawsze idzie po naszej myśli ;)
    Cieplutko pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń